Kraj znany jest z doskonałej jakości koniaku. Ze względu na europejskie kwestie prawne, na butelkach wysyłanych do Unii Europejskiej (niewielkie ilości) pojawia się nazwa „brandy”. Na tych eksportowanych na teren Federacji Rosyjskiej (zdecydowana większość) dumnie widnieje napis „коньяк”. Oczywiście dla smaku terminologia nie ma żadnego znaczenia. Trunek jest bardzo wysokiej jakości. Swego czasu, jego wielkim miłośnikiem był Winston Churchill (chodzi o polecony mu przez Stalina gatunek „Dvin”). Churchill pytany o tajemnicę jego wyjątkowych sił witalnych odpowiadał, że nigdy nie zapomina o kolacji, hawajskim cygarze i ormiańskim koniaku. (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).
Dziś, z trunków powszechnie dostępnych (do kupienia w supermarketach oraz w strefie wolnocłowej na lotnisku) szczególnie wart polecenia jest Ararat występujący pod nazwą Akhtamar (0,5 litra dziesięcioletniego trunku to koszt ok. 30$). W trakcie pobytu w stołecznym Erywaniu można urządzić zwiedzanie wytwórni tych alkoholi. Zakłady produkujące słynną brandy założone zostały już w 1887 roku. Dziś należą do tego samego francuskiego koncernu, który jest właścicielem polskiej marki Wyborowa. Mają tu swoje beczki (oczywiście wypełnione szlachetnym trunkiem) znane postacie świata polityki, kultury i sportu, w tym np. Lech Wałęsa, Borys Jelcyn, Dmitrij Miedwiediew, Charles Aznavour, Peter Gabriel, Krzysztof Penderecki i Garu. W przyzakładowym sklepie można nabyć drogie perełki. Za najlepszą trzydziestoletnią brandy zapłacić trzeba nawet równowartość tysiąca dolarów!
Ciekawym trunkiem jest „tutowka”, z rosyjskiego zwana też „tutową wodką”. (Spróbować jej można też w Gruzji, w okolicach Wardzi i Achalcyche, gdyż tereny te zamieszkują Ormianie). Jest to mocny alkohol (samogon, ponad 50%) wytwarzany domowym sposobem z owoców morwy. Niepowtarzalny smak i silne zakorzenienie w miejscowej kulturze sprawia, że spróbować choć odrobinę trzeba koniecznie. Mieszkańcy Armenii uważają, że niewielkie spożycie tutowki każdego dnia ma właściwości zdrowotne. Słynna długowieczność mieszkańców Górskiego Karabachu tłumaczona jest właśnie powszechnym tam zwyczajem picia tutowki. Morwa lubi pozbawione zanieczyszczeń środowisko. Jeśli dodamy do tego czystą, górską wodę i tradycyjny, wiejski proces produkcji, pozbawiony chemii i wszelkich przemysłowych wymysłów, to mamy gwarancję naturalnego, prawdziwie ekologicznego produktu. Co ważne, wielokrotnie spotkałem się z opinią miejscowych, że nadużywać tego trunku absolutnie nie wolno. Kto pije zbyt wiele, nie szanuje alkoholu, a tutowaja wodka na szacunek zasługuje. A jeśli ktoś woli sklepowe, markowe produkty, to alkoholem o absolutnie wyjątkowym smaku i aromacie, polecanym koneserom, jest Arcach, czyli tutowka po 3 latach dojrzewania w dębowych beczkach. Zobacz też: Enoturystyka, wino i podróże: Armenia, Gruzja…
Za to wino nie jest specjalnością Armenii. Nie znajdziemy tu wina, które mogłoby konkurować z
gruzińskim. Oczywiście jest tu obecne. Szczególnie na nizinnej (jak na warunki tego kraju) równinie rozciągającej się wokół Araratu. Wszak tereny dzisiejszej Armenii i Gruzji są ojczyzna wina. Właśnie tu, na Południowym Kaukazie udomowiono winogrona i nauczono się wytwarzać ten trunek. Stąd pochodzą najstarsze znane nam ślady obecności wina (sole kwasu winowego zachowane w porach naczynia glinianego w Gruzji – datowane 8 tys. lat wstecz!) i infrastruktura do jego wytwarzania: prasa, kadzie i naczynia oraz wyschnięte gałązki winorośli, skórki owoców i nasiona (wykopaliska archeologiczne z terenu Armenii – 4100 p.n.e.). Centrum ormiańskiego wina jest dolina Areni. Na naszych wycieczkach w tutejszej winnicy urządzamy degustacje. Jedną z atrakcji jest typowe dla Armenii wino z granatów. Owoce granatu są symbolem kraju. Spotkamy je na wielu dekoracjach, również zabytkowych dziełach sztuki sakralnej. A jesienią swym kolorem pięknie ozdabiają ogrodowe krzewy i stragany lokalnych targowisk.
Tekst: Krzysztof Matys
~Krzysztof
20 września 2013 at 12:37
Szczególnie marzę o podróży w górskie rejony tamtego zakątka świta. Także – gratuluję i nutkę zazdrości w sercu mam.
Krzysztof Matys
15 października 2013 at 17:39
Nie ma co zazdrościć. Po prostu trzeba pojechać 🙂 Życzę wielu udanych podróży! Pozdrawiam serdecznie,
K.
~Aga
5 grudnia 2013 at 08:28
Mi też pozostaje jedynie nuta zazdrości oraz oglądanie zdjęć, które zrobią inni podróżnicy. Pozdrawiam 🙂