RSS
 

Archive for lipiec, 2013

Powrót Stalina

31 lip

Światowe agencje obiegła informacja, że Stalin wraca do Gori. Chodzi o pomnik sowieckiego dyktatora. Postument został usunięty w czerwcu 2010 przez prowadzącego prozachodnią politykę prezydenta Saakaszwilego. Ale od jesieni zeszłego roku władzę w Gruzji stopniowo przejmuje prorosyjski Iwaniszwili. Właśnie ogłoszono, że na przypadającą w grudniu rocznicę urodzin przywódcy ZSRR, pomnik wróci na swoje miejsce. Ponownie stanie w samym centrum miasta.

Stalin urodził się w Gori. Wtedy nazywał się jeszcze Dżugaszwili, a gruzińskie Gori, podobnie jak mój rodzinny Białystok, było częścią olbrzymiej Rosji.

gori_wino_stalin_krzysztofmatys

Wino marki Stalin. Do kupienia w Gori

Jak do Stalina odnoszą się mieszkańcy miasta? Przez lata budowali na tym szczególne poczucie wartości. Dlatego, kiedy władze w Moskwie próbowały rozprawić się z kultem Stalina, Gruzini protestowali. Tak było w 1956 i w 1988. Mieszkańcy Gori wylegli na ulice żeby nie dopuścić do usunięcia stojącego w centrum miasta pomnika. Działo się to trochę na zasadzie „nie będą Ruscy poniewierać Gruzina”. Do głosu dochodziła silna kaukaska duma, a demonstracje te były formą sprzeciwu wobec  Moskwy.

I tak, aż do 2010 roku wielki pomnik Stalina, wznoszący przed gmachem władz miejskich wprawiał w zdumienie przyjezdnych. Dopiero trzy lata temu zdjęto z cokołu wielki postument „ojca wolnych narodów”. Zrobiono to z zaskoczenia, nocą i pod osłoną kordonu policji. Władze obawiały się, że i tym razem mieszkańcy Gori wylegną na ulice by bronić swojego ziomka. Pomnik po prostu znikł. Podawano sprzeczne informacje na temat miejsca, w którym został zabezpieczony. Raz mówiono, że został złożony w jednostce wojskowej, innym razem że na terenie szkoły policyjnej. Najpierw by uspokoić sytuację poinformowano, że postument z czasem zostanie ustawiony kilkaset metrów dalej, w ogrodzie Muzeum Stalina. Ale mijały miesiące i nic. W końcu przyznano, że nie pasuje rozmiarem do tego miejsca. W ten sposób rządzący Gruzją, prozachodni Saakaszwili poradził sobie z ostatnią materialną pozostałością kultu krwawego dyktatora.

gori_dom_stalina_krzysztofmatys

Domek Dżugaszwilego

Muzeum Stalina zostało otwarte w 1937 r. (jest dziełem Berii, czyli drugiego Gruzina na szczytach władzy ZSRR). W ogrodzie, obok głównego gmachu, znajduje się domek szewca Wissariona Dżugaszwilego, w którym późniejszy „ojciec narodów”, miał przyjść na świat i spędzić kilka pierwszych lat życia. Nad małym budyneczkiem wzniesiono wsparty na kolumnach dach z wielką pięcioramienną gwiazdą. Przypomina antyczną świątynię. Zwiedzić można też pancerny wagon, którym podróżował Stalin, m.in. na konferencję w Jałcie i Teheranie.

Fakt istnienia muzeum poświęconego jednemu z największych zbrodniarzy był wielokrotnie oprotestowany. Również w Polsce, prawicowe środowiska (z historykami włącznie) zbierały podpisy i składały petycje w gruzińskiej ambasadzie w Warszawie. Władze w Tbilisi obiecały coś z tym zrobić. I zrobiły. Zlikwidowały muzeum, ale tylko formalnie, na piśmie. W dokumentach zniknęło Muzeum Stalina w Gori, a pojawił się oddział jednej ze stołecznych placówek. Zmieniła się nazwa i status, ale nie ekspozycja. Dodano tylko jedną salę poświęconą sowieckim zbrodniom i malutką wystawę odnoszącą się do wojny z Rosją z 2008 roku (zobaczyć można tu m.in. fragmenty bomb kasetonowych zrzucanych na miasto).

gori_ulica_stalina_krzysztofmatys

Aleja Stalina w Gori

Mam wrażenie, że władze miasta traktują postać Stalina trochę jak produkt turystyczny. Być może dlatego główna ulica w Gori nadal nosi jego imię! Faktem jest, że muzeum przyciąga wielu turystów. Obiekt nie porywa, ani wystrojem, ani klasą eksponatów. W ciemnych salach pokazywane są głównie fotografie i reprodukcje. Miejscami przypomina bardziej szkolną salę pamięci niż nowoczesną placówkę. Ale atrakcją jest coś zupełnie innego. Chodzi o to, że muzeum samo w sobie jest zabytkiem! Cennym świadectwem dziwnych kolei myśli ludzkiej. I trudnej historii XX wieku. Odwiedza się je nie po to by oddawać cześć zbrodniarzowi, ale dlatego by podjąć próbę zrozumienia tego fenomenu.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

 
 

Dlaczego do Armenii?

30 lip

Ponieważ to kraj mało znany, przez ostatnie dziesięciolecia niemal nieobecny w polskiej turystyce. Dopiero zaczynamy nadrabiać zaległości. Myślisz o oryginalnej podróży? Wcale nie musi być to kraj bardzo odległy i drogi jak Bhutan, Ekwador czy Wyspy Salomona. Wystarczy Armenia!  (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).

A oto jej najważniejsze atrakcje. Moim zdaniem oczywiście. Jeżdżę tam od kilku lat. Pokazałem ten kraj już setkom osób. Podoba się! Zdecydowana większość turystów Armenią jest wręcz zachwycona!

Monastyr Norawank, Krzysztof Matys

Monastyr Norawank

Najstarszy chrześcijański kraj świata

Tak, właśnie Armenia jest pierwszy w historii chrześcijańskim krajem. Jej władca, król Tirydates III na początku IV wieku uczynił z chrześcijaństwa religię państwową. Miało to miejsce najprawdopodobniej już w 301 roku! W ten sposób Armenia wyprzedziła dwa kolejne kraje, Gruzję i Etiopię. W tym czasie kiedy Tirydates III przyjmował chrzest z rąk Grzegorza Oświeciciela w Rzymie chrześcijanie byli krwawo prześladowani (edykt mediolański wprowadzający swobodę religijną to dopiero rok 313). W związku z tym Armenia jest doskonałym celem wycieczek dla osób zainteresowanych historią chrześcijaństwa. Również dla grup pielgrzymkowych. Zobacz „Pielgrzymki do Gruzji i Armenii”.

Garni, Krzysztof Matys

Garni

Zabytki

Zobaczymy tu mnóstwo wyśmienitej, oryginalnej architektury sakralnej. Kościoły i monastyry. Zaczynając od tych najstarszych, z VII wieku – zachowanych do dziś w niemal niezmienionej postaci! Jak np. kościół św. Hripsime (Ripsime) w Eczmiadzynie. Długo można by wymieniać. Ograniczmy się do kilku najwspanialszych klasztorów: Geghard, Sewanawank, Chor Wirap, Norawank, Hachpat, Sanahin… W Armenii jest co zwiedzać! A jeśli już jesteśmy przy architekturze, to może warto przy okazji wspomnieć, że m.in. w ormiańskim budownictwie sakralnym szukamy źródeł europejskiego gotyku!

Zorac Karer krzysztofmatys

Zorac Karer

Wszystkim, którzy tam dotrą, w pamięci na pewno pozostaną takie miejsca jak Garni (przedchrześcijańska świątynia z I wieku!), Noratus (ponad 900 chaczkarów) i tajemniczy Zorac Karer, zwany ormiańskim Stonehenge (według jednej z teorii jest to liczące sobie 6 tys. lat obserwatorium astronomiczne).

Góry i klimat

Kraj to wielce malowniczy. Średnia wysokość Armenii to 1,8 tys. metrów! Aż 90 proc. powierzchni państwa leży na wysokości powyżej 1000 m n.p.m. Górzysty teren liczne porozcinany jest wąwozami, dolinami rzek i strumieni. Dzięki temu na niewielkim obszarze (niecałe 30 tys. km2) znajduje się wiele stref klimatycznych. Pamiętam jak w czerwcu, tego samego dnia, w stołecznym Erywaniu upał sięgał 30 stopni, a na przełęczy Sulema (2,4 tys. m) termometr pokazał 6 stopni! W bardzo widowiskowy sposób różnice mikroklimatów zaobserwować możemy na trasie prowadzącej od granicy z Gruzją nad jezioro Sewan. Po zwiedzeniu klasztorów Hachpat i Sanahin mijamy miasto Dilidżan i wjeżdżamy w wyższe partie. Pasmo górskie przekraczamy wybudowanym niedawno tunelem. Ma niecałe 3 km długości. Po jednej stronie tunelu góry są zalesione, wilgotne i często schowane w chmurach. A po drugiej, zaledwie po kilku minutach jazdy autokarem, zobaczymy wzgórza całkowite pozbawione drzew. Pokrywa je trawa. Na przestrzeni kilku kilometrów dwa różne mikroklimaty.

Obszar Armenii jest terenem powulkanicznym. Bogactwem kraju są olbrzymie zasoby tufu. Powstała z wulkanicznego pyłu skała stanowi doskonały materiał budowlany. Kamień jest łatwy w obróbce i ciepły. A dodatkowo występuje w różnych, ciekawych kolorystycznie odcieniach, od ciemnoszarego po czerwony. Po przyjeździe do Hajastanu od razu rzuca się w oczy. Większość Erywania wzniesiona została z tego materiału (stąd określenie „różowe miasto”). Kolejną ciekawostką jest obsydian, czyli powulkaniczne szkliwo (lawa, która zastygła w wyniku kontaktu z wodą). Wycieczki zatrzymują się przy drodze by zbierać kawałki obsydianu zalegające tutejsze wzgórza. Kamień ten wykorzystywany był już przez człowieka pierwotnego do wytwarzania najprostszych narzędzi (uderzony pęka tworząc ostre krawędzie). Dziś obsydian służy między innymi do produkcji  sprzętu medycznego oraz biżuterii.

Sewanawank

Sewanawank

Turystyka aktywna

Armenia ma wiele do zaoferowania również osobom ceniącym aktywny wypoczynek. Wśród turystów z krajów zachodniej Europy i Izraela popularne są piesze, górskie wycieczki oraz rajdy konne. Organizujemy tu raftingi i wyprawy samochodowe typu off road (4by4). Jest to raj dla grotołazów (10 tys. jaskiń!). Zimą uprawiane jest narciarstwo.

Mówiąc krótko, Armenia jest naprawdę atrakcyjnym celem wycieczek. Również dla turystów-podróżników, którzy zwiedzili już niemal cały świat. Wcale nie musi być bardzo daleko by było egzotycznie, oryginalnie i bardzo ciekawie. Z Warszawy do Erywania są tylko 3 godziny lotu! Od stycznia 2013 r. Polaków nie obowiązują wizy. Jest bezpiecznie. Znajdziemy tu dobrą bazę hotelową i znających się na pracy z turystami ludzi (pod tym względem Armenia wyraźnie na plus odbiega od niejednego z krajów byłego ZSRR). Nic tylko jechać. Polecam!

Tekst i zdjęcia Krzysztof Matys

Zobacz także:

propozycja wycieczki do Armenii

artykuł o pozostałych turystycznych atrakcjach Armenii

 
 

Gruzja, czyli Sakartwelo

29 lip

Tak jak dla Ormian ich ojczyzną nie jest Armenia tylko Hajastan (więcej na ten temat tu), tak dla Gruzinów ich kraj to Sakartwelo. Nazwa ta pochodzi od Kartlii, czyli centralnej części państwa  (z Tbilisi na zachód, w kierunku Gori). Sakartwelo to kraj Kartlów. W warstwie legend lud ten pochodzić ma od mitycznego półboga Kartlosa.

Wielka przyjemność Gruzinom sprawimy wznosząc  toast „Sakartwelo gaumardżos!”. W wolnym przekładzie: Za Gruzję!  Gaumardżos to odpowiednik naszego „na zdrowie”, ale dosłownie znaczy raczej „za zwycięstwo”.

Tbilisi, św Jerzy, krzysztofmatys

Św. Jerzy na Placu Wolności w Tbilisi

Skąd zatem wzięła się nazwa Gruzja (po angielsku Georgia)? Według popularnego poglądu od patrona kraju, czyli św. Jerzego ( grec. Georgios, łac. Georgius, ang. George). Georgia jest po prostu formą żeńską imienia Jerzy.

Tak na marginesie, w języku polskim słowo Gruzja powstało dość późno i zostało zaczerpnięte z rosyjskiego „Грузия”. Kilka lat temu, na fali antyrosyjskich nastrojów, rząd w Tbilisi postulował by kraje, w których występuje ta forma zmieniły ją na wersję angielską. Ciekawe jak byśmy zapisywali to po polsku. Może Dżordżia?

Pogląd, jakoby nazwa kraju miało pochodzić od św. Jerzego jest błędny. Powstał ponieważ w ten sposób na siłę próbowano znaleźć jakieś wytłumaczenie. Teoretycznie, niby wszystko się zgadzało, więc na dobre zadomowił się w popularnych publikacjach. Tymczasem prawda jest inna. Już wiele lat temu pisał o tym D. Marshall Lang w swym klasycznym dziele pt. „Dawna Gruzja”.

Nazwa ta została nadana przez sąsiadów. Dokładniej przez Persów. Wśród wspaniałych zabytków Muzeum Narodowego w Tbilisi mamy srebrną paterę pochodzącą z pierwszej połowy III wieku. Przedstawiony jest na niej mężczyzna z perskim nakryciem głowy. W dłoni trzyma kwiatek. Znajdująca się na niej inskrypcja w języku pachlawijskim mówi, że jest to dar dla władcy terytorium określanego czterema spółgłoskami „g-r-z-n”. Jest to najstarszy znany nam zapis nazwy kraju, z której w końcu powstała polska wersja, czyli „Gruzja”.

Tekst i zdjęcia Krzysztof Matys.

 
 

Gruzja i Armenia

28 lip

Wśród Polaków większym powodzeniem cieszy się Gruzja. Kraj ten sporo zawdzięcza kilku znanym postaciom, które od paru lat wyśmienicie go reklamują. Marcin Meller i Katarzyna Pakosińska są najlepszym tego przykładem. Blog o Gruzji.

Gruzja Cminda Sameba

Gruzja, pochodząca z XIV w. cerkiew Cminda Sameba

Ale i sąsiadująca z Gruzją Armenia ma wiele do zaoferowania. W udany sposób łączyć można oba kraje w jedną wycieczkę. LOT ma bezpośrednie połączenia z Warszawy do Tbilisi i do Erywania. Lecimy zatem do Gruzji, a wylatujemy z Armenii, albo na odwrót. Do obydwu krajów Polacy nie potrzebują wiz. Wystarczy paszport (a w przypadku Gruzji nawet dowód osobisty!).

Gruzja supra Pirosmani

Supra na obrazie Pirosmaniego

Gruzja jest weselsza. Słynie z dobrego jedzenia i wyśmienitego wina. Na dobrej wycieczce każda kolacja zamienia się w suprę, czyli tradycyjną gruzińską ucztę. Pojawiają się wygłaszane przez tamadę toasty, dzbany wina i przepyszne potrawy. Jedzenie jest oryginalne i  jest go dużo. Półmiski ciągle donoszone są na stół, a kiedy brakuje już miejsca, to jedne ustawia się na drugich. Do tego gruzińska muzyka. Pełna energii, wesoła. I tradycyjne tańce.

Gruzini szanują gości. Wszystkich! A Polacy traktowani są w szczególny sposób. Bywa, że kolacja w Tbilisi zaczyna się od polskiego hymnu! I nie bądźmy zaskoczeni kiedy w jednym z  tutejszych lokali usłyszymy piosenkę Maryli Rodowicz czy Lady Pank.

Armenia jest bardziej refleksyjna. Wyciszona. Po tygodniu spędzonym w Gruzji, kilka dni w Armenii może stanowić miłą odmianę. I tak właśnie często odbierają to turyści. Są bardzo zadowoleni z pobytu w Hajastanie. Właściwie normą jest, że wylatując z Erywania deklarują chęć powrotu do Armenii; tym razem już na dłużej.

Patrząc z boku aż trudno uwierzyć, że dwa sąsiadujące ze sobą niewielkie narody aż tak bardzo się różnią. Gruzini są weseli i beztroscy – czasami aż za bardzo. Mają piękny kraj, urodzajną ziemię i najlepsze na świecie wino (to tradycyjne, wytwarzane w glinianym kwewri i podawane na stół w dzbanach). I mimo wszelkich obiektywnych przeciwności jakoś im się wiedzie. Cieszą się życiem.

Ormianie są pracowici, zdolni, sumienni i… skazani na ciężki żywot. O Armenii mówi się, że to jest kraj, w którym chleb trzeba wydzierać skałom. Góry są inne niż w Gruzji. Twardsze, mniej urodzajnie. Klimat bardziej surowy, mniej sprzyjający ludziom. No i ta straszna historia, składająca się z kolejnych katastrof. Dlatego też Armenia bywa smutna. W muzyce dominuje duduk, zwany płaczącym fletem (zobacz i posłuchaj), a klasyczny repertuar inspirowany jest narodową tragedią – ludobójstwem Ormian jakie miało miejsce na początku XX wieku. Wspaniała, ormiańska architektura (oglądamy tu kościoły i monastyry z pierwszego tysiąclecia!) też jest surowa, pozbawiona zdobień.

Armenia, Ararat, Chor Wirap

Armenia, klasztor Chor Wirap. W tle Ararat

I nawet przez ostatnie dwadzieścia lat, od odzyskania niepodległości, jakoś im się nie wiedzie. Kraj nie ma szczęścia do elit politycznych i gospodarczo nie rozwija się tak, jakby na to zasługiwał. A mimo to ludzie są gościnni i serdeczni. Jest bezpiecznie! Erywań żyje nocą. Szczególnie latem, po zmroku na ulicach mnóstwo ludzi. Wokół Placu Republiki (każdego dnia od 21.00 grające fontanny – warte polecenia!) uliczki pełne restauracji, kawiarni, klubów… Erywań sprawia wrażenie europejskiej stolicy.

Nie sposób powiedzieć który kraj jest ciekawszy. Są zupełnie inne! Różne są góry, krajobrazy, zabytki, kuchnie, muzyka i tańce. Trunki też są inne. W Armenii odwiedzamy winiarnie (w dolinie Areni – tu znaleziono najstarsze znane na świecie pozostałości winnic datowane na 5-6 tys. lat wstecz), ale wino jest tu słabszej jakości niż w Gruzji. Za to napoje mocniejsze to już domena Ormian (zobacz: „Ormiańskie trunki”). Słynny jest koniak Ararat i tutowaja wodka – szczególnie po kilku latach dojrzewania w dębowej beczce. Na pewno warto zwiedzić wytwórnię Araratu w Erywaniu.

Więcej o atrakcjach Armenii tu: armenia.blog.pl

Przykładowy program wycieczki Gruzja-Armenia.