RSS
 

Posts Tagged ‘tutowka’

Szczególna atrakcja Armenii

08 wrz

Kraj znany jest z doskonałej jakości koniaku. Ze względu na europejskie kwestie prawne, na butelkach wysyłanych do Unii Europejskiej (niewielkie ilości) pojawia się nazwa „brandy”. Na tych eksportowanych na teren Federacji Rosyjskiej (zdecydowana większość) dumnie widnieje napis „коньяк”. Oczywiście dla smaku terminologia nie ma żadnego znaczenia. Trunek jest bardzo wysokiej jakości. Swego czasu, jego wielkim miłośnikiem był Winston Churchill (chodzi o polecony mu przez Stalina gatunek „Dvin”). Churchill pytany o tajemnicę jego wyjątkowych sił witalnych odpowiadał, że nigdy nie zapomina o kolacji, hawajskim cygarze i ormiańskim koniaku. (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).

tutowaja_vodka_stragan

Domowe wyroby alkoholowe

Dziś, z trunków powszechnie dostępnych (do kupienia w supermarketach oraz w strefie wolnocłowej na lotnisku) szczególnie wart polecenia jest Ararat występujący pod nazwą Akhtamar (0,5 litra dziesięcioletniego trunku to koszt ok. 30$). W trakcie pobytu w stołecznym Erywaniu można urządzić zwiedzanie wytwórni tych alkoholi. Zakłady produkujące słynną brandy założone zostały już w 1887 roku. Dziś należą do tego samego francuskiego koncernu, który jest właścicielem polskiej marki Wyborowa. Mają tu swoje beczki (oczywiście wypełnione szlachetnym trunkiem) znane postacie świata polityki, kultury i sportu, w tym np. Lech Wałęsa, Borys Jelcyn, Dmitrij Miedwiediew, Charles Aznavour, Peter Gabriel, Krzysztof Penderecki i Garu. W przyzakładowym sklepie można nabyć drogie perełki. Za najlepszą trzydziestoletnią brandy zapłacić trzeba nawet równowartość tysiąca dolarów!

arcach_tutowyj_krzysztofmatys

Tutowka Arcach

Ciekawym trunkiem jest „tutowka”, z rosyjskiego zwana też „tutową wodką”. (Spróbować jej można też w Gruzji, w okolicach Wardzi i Achalcyche, gdyż tereny te zamieszkują Ormianie). Jest to mocny alkohol (samogon, ponad 50%) wytwarzany domowym sposobem z owoców morwy. Niepowtarzalny smak i silne zakorzenienie w miejscowej kulturze sprawia, że spróbować choć odrobinę trzeba koniecznie. Mieszkańcy Armenii uważają, że niewielkie spożycie tutowki każdego dnia ma właściwości zdrowotne. Słynna długowieczność mieszkańców Górskiego Karabachu tłumaczona jest właśnie powszechnym tam zwyczajem picia tutowki. Morwa lubi pozbawione zanieczyszczeń środowisko. Jeśli dodamy do tego czystą, górską wodę i tradycyjny, wiejski proces produkcji, pozbawiony chemii i wszelkich przemysłowych wymysłów, to mamy gwarancję naturalnego, prawdziwie ekologicznego produktu. Co ważne, wielokrotnie spotkałem się z opinią miejscowych, że nadużywać tego trunku absolutnie nie wolno. Kto pije zbyt wiele, nie szanuje alkoholu, a tutowaja wodka na szacunek zasługuje. A jeśli ktoś woli sklepowe, markowe produkty, to alkoholem o absolutnie wyjątkowym smaku i aromacie, polecanym koneserom, jest Arcach, czyli tutowka po 3 latach dojrzewania w dębowych beczkach. Zobacz też: Enoturystyka, wino i podróże: Armenia, Gruzja…

Za to wino nie jest specjalnością Armenii. Nie znajdziemy tu wina, które mogłoby konkurować z

armenia_wino

Ormiańskie wino

gruzińskim. Oczywiście jest tu obecne. Szczególnie na nizinnej (jak na warunki tego kraju) równinie rozciągającej się wokół Araratu. Wszak tereny dzisiejszej Armenii i Gruzji są  ojczyzna wina. Właśnie tu, na Południowym Kaukazie udomowiono winogrona i nauczono się wytwarzać ten trunek. Stąd pochodzą najstarsze znane nam ślady obecności wina (sole kwasu winowego zachowane w porach naczynia glinianego w Gruzji – datowane 8 tys. lat wstecz!) i infrastruktura do jego wytwarzania: prasa, kadzie i naczynia oraz wyschnięte gałązki winorośli, skórki owoców i nasiona (wykopaliska archeologiczne z terenu Armenii – 4100 p.n.e.). Centrum ormiańskiego wina jest dolina Areni. Na naszych wycieczkach w tutejszej winnicy urządzamy degustacje. Jedną z atrakcji jest typowe dla Armenii wino z granatów. Owoce granatu są symbolem kraju. Spotkamy je na wielu dekoracjach, również zabytkowych dziełach sztuki sakralnej. A jesienią swym kolorem pięknie ozdabiają ogrodowe krzewy i stragany lokalnych targowisk.

Tekst: Krzysztof Matys

Wycieczki do Armenii.

 

Kuchnia Armenii

13 sie

O ormiańskiej kuchni wiele już zostało powiedziane. Jest smaczna, oryginalna i inna niż w Gruzji (w Armenii nie ma obyczaju supry i tamady, kolacje są więc mniej huczne niż u sąsiadów z północy). Właściwie chyba tylko dwie potrawy są wspólne dla obu krajów, szaszłyk i dolma, czyli malutkie gołąbki zawijane w liście kapusty lub winogron. Poza tym znajdziemy tu rzeczy nowe, bywa, że niespotykane gdzie indziej. (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).

armenia_szaszłyki

Szaszłyki. Uczta w plenerze

Najbardziej oryginalnym daniem jest hasz, czyli pożywna zupa. Gotowana przede wszystkim zimą. Dziś już coraz rzadziej gości na ormiańskich stołach, ponieważ jej przygotowanie wymaga sporo czasu. Cały proces zajmuje ponad dobę! Najpierw byczą nóżkę moczy się przez wiele godzin. Później gotuje w czterech wodach, najdłużej w ostatniej (12 godzin). Na koniec przyprawia się solą i czosnkiem. Potrawa powstała z biedy i dostosowana jest do trudnych, zimowych warunków. Z czasem stała się narodowym daniem Armenii i jedną z kulinarnych atrakcji kraju. Ormianie spożywają ją rano (gotuje się przez całą noc) w towarzystwie rodziny i znajomych, wzmacniając jej smak kieliszkiem tutowej wodki. W restauracja, również tych hotelowych, często natrafimy na haszlamę, czyli coś w rodzaju gęstej zupy z dużych kawałków wołowiny i ziemniaków.

Na pewno wart spróbowania jest tutejszy kebab (nie mylić z tym sprzedawanym w Polsce, który właściwie jest donerem). Ormiański kebab (kiabab) to grubo mielone lub siekane mięso wołowe, dobrze przyprawione ziołami oraz cebulą i upieczone, podobnie jak szaszłyk (chorowac), na ogniu z drewna (a nie węgla drzewnego!). Smakuje wyśmienicie. Często podawany jest po zawinięciu w płat lawaszu. Lawasz to tutejszy chleb. Jak najbardziej typowy dla Armenii. Wyglądem przypomina duże i cienkie naleśniki. Ormianie w kawałki lawaszu zawijają mięso, ser i warzywa, tworząc w ten sposób oryginalne kanapki.

Bogactwem Armenii i wielką zaletą tutejszej kuchni są zioła. W sumie jest ich tu ok. 300! Ormianie, podobnie jak Gruzini, jedzą je w dużych ilościach. Na stole, do kolacji, obok innych rzeczy, pojawiają się też półmiski na których leżą wiązki zielonej i świeżej pietruszki, kolendry, szczypiorku, koperku, bazylii, estragonu… Miejscowi czerpią z nich garściami. Zioła świeże i suszone dodawane są do wielu potraw. Mocno zaprawiana nimi jest np. suszona polędwica, czyli basturma.

gruzja_armenia_kuchnia

Zielenina. Obowiązkowo na stole, w dużych ilościach

Potrawy z ryb nie są mocną stroną tutejszej kuchni (Armenia nie ma dostępu do morza). Co prawda w licznych tu rzeczkach i strumieniach oraz w jeziorach żyją ryby słodkowodne, ale ze względów ekologicznych rybołówstwo zostało ograniczone. W jeziorze Sewan występuje endemiczny gatunek ryby – iszchan (pstrąg książęcy).

Na stole w Armenii, przed daniem głównym pojawiają się przekąski, zioła, sałatka z ogórków i pomidorów, kiszone warzywa oraz oczywiście ser. Podobnie jak w sąsiedniej Gruzji, tak i tu, miłośnicy serów będą mieli używanie. Słone, z mleka owczego lub krowiego. Ciekawostką jest, że ser po ormiańsku nazywa się tak samo jak w Indiach – panir. Zbieżności jest więcej. Tradycyjny, nadal używany tu piec to tonir – podobnie jak piec indyjski!

armenia_gata_gegart_krzysztofmatys

Gata, stragan przed klasztorem Geghard

Nie bądźmy zaskoczeni jeśli w kolejnych restauracjach, do kawy i herbaty za każdym razem otrzymamy to samo ciasto. No, może prawie to samo. To gata, czyli coś w rodzaju prostego kołacza, pieczonego z mąki, masła i cukru. Różne regiony kraju mają swoje odmiany tego ciasta. Najsmaczniejsze sprzedawane są na straganach przed monastyrem Geghard. Występują w kilku formach, również bogato nadziewane, np. orzechami. Wyśmienite! W przeciwieństwie do tych, które często  serwowane są w restauracjach Erywania, suchych i dość ubogich.

Kraj ten spodoba się wszystkim miłośnikom owoców. Takich moreli i brzoskwiń jak tu, nie znajdziemy chyba w żadnym innym miejscu. Zresztą trudno się dziwić. Morele pochodzą właśnie stąd. Do Europy przywieźli je żołnierze Aleksandra Wielkiego. Sezon na te owoce to przełom czerwca i lipca. Trochę wcześniej na drzewach dojrzewa pyszna, słodka morwa. Na początku lipca są już brzoskwinie. Jesień rzecz jasna należy do winogron. Ale możemy też spróbować innych pyszności, np. świeżych fig.

Specjalnością Ormian są suszone i kandyzowane owoce. Jest taki targ w Erywaniu, który właśnie z tego słynie. Warto tam coś kupić, ale jeśli nawet nie mamy takiego zamiaru, to trzeba tam pójść, po to tylko by zobaczyć. Popakowane w tacki, ładnie poustawiane na straganach, tworzą niepowtarzalne obrazy. Swoiste dzieła sztuki. Zanim się kupi, można spróbować. W oczy rzuci się nam sudżuch, czyli nanizane na nitkę orzechy włoskie zatopione w zalewie z soku winogron. Wyglądem przypominają kiełbasę. Jest to coś, co z grubsza odpowiada gruzińskiej czurczheli. Kandyzowane owoce kupmy tu, po czurczhele sięgnijmy w Gruzji. Każdy kraj ma swoją specjalizację.

armenia_fruit_market_erywan_krzysztofmatys

Fruit market. Erywań

Armenia jest atrakcyjnym miejscem dla miłośników oryginalnych alkoholi. Na wycieczkach traktujemy je jako element miejscowej kultury. Turystom stwarzamy możliwość spróbowania tego, co najciekawsze i obecne w ormiańskiej tradycji, ale o tym napiszemy w kolejnym odcinku.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Wycieczka do Armenii.

PS
Słynne pierożki chinkali są potrawą gruzińską. Nie jest więc tak, jak sugeruje nam to Robert Makłowicz w swoim programie.  Ale film jest bardzo ładny i pięknie oddaje nie tylko atrakcje tamtejszej kuchni. Wart obejrzenia: „Makłowicz w podróży. Armenia”

Więcej na temat Armenii.

 
 

Gruzja i Armenia

28 lip

Wśród Polaków większym powodzeniem cieszy się Gruzja. Kraj ten sporo zawdzięcza kilku znanym postaciom, które od paru lat wyśmienicie go reklamują. Marcin Meller i Katarzyna Pakosińska są najlepszym tego przykładem. Blog o Gruzji.

Gruzja Cminda Sameba

Gruzja, pochodząca z XIV w. cerkiew Cminda Sameba

Ale i sąsiadująca z Gruzją Armenia ma wiele do zaoferowania. W udany sposób łączyć można oba kraje w jedną wycieczkę. LOT ma bezpośrednie połączenia z Warszawy do Tbilisi i do Erywania. Lecimy zatem do Gruzji, a wylatujemy z Armenii, albo na odwrót. Do obydwu krajów Polacy nie potrzebują wiz. Wystarczy paszport (a w przypadku Gruzji nawet dowód osobisty!).

Gruzja supra Pirosmani

Supra na obrazie Pirosmaniego

Gruzja jest weselsza. Słynie z dobrego jedzenia i wyśmienitego wina. Na dobrej wycieczce każda kolacja zamienia się w suprę, czyli tradycyjną gruzińską ucztę. Pojawiają się wygłaszane przez tamadę toasty, dzbany wina i przepyszne potrawy. Jedzenie jest oryginalne i  jest go dużo. Półmiski ciągle donoszone są na stół, a kiedy brakuje już miejsca, to jedne ustawia się na drugich. Do tego gruzińska muzyka. Pełna energii, wesoła. I tradycyjne tańce.

Gruzini szanują gości. Wszystkich! A Polacy traktowani są w szczególny sposób. Bywa, że kolacja w Tbilisi zaczyna się od polskiego hymnu! I nie bądźmy zaskoczeni kiedy w jednym z  tutejszych lokali usłyszymy piosenkę Maryli Rodowicz czy Lady Pank.

Armenia jest bardziej refleksyjna. Wyciszona. Po tygodniu spędzonym w Gruzji, kilka dni w Armenii może stanowić miłą odmianę. I tak właśnie często odbierają to turyści. Są bardzo zadowoleni z pobytu w Hajastanie. Właściwie normą jest, że wylatując z Erywania deklarują chęć powrotu do Armenii; tym razem już na dłużej.

Patrząc z boku aż trudno uwierzyć, że dwa sąsiadujące ze sobą niewielkie narody aż tak bardzo się różnią. Gruzini są weseli i beztroscy – czasami aż za bardzo. Mają piękny kraj, urodzajną ziemię i najlepsze na świecie wino (to tradycyjne, wytwarzane w glinianym kwewri i podawane na stół w dzbanach). I mimo wszelkich obiektywnych przeciwności jakoś im się wiedzie. Cieszą się życiem.

Ormianie są pracowici, zdolni, sumienni i… skazani na ciężki żywot. O Armenii mówi się, że to jest kraj, w którym chleb trzeba wydzierać skałom. Góry są inne niż w Gruzji. Twardsze, mniej urodzajnie. Klimat bardziej surowy, mniej sprzyjający ludziom. No i ta straszna historia, składająca się z kolejnych katastrof. Dlatego też Armenia bywa smutna. W muzyce dominuje duduk, zwany płaczącym fletem (zobacz i posłuchaj), a klasyczny repertuar inspirowany jest narodową tragedią – ludobójstwem Ormian jakie miało miejsce na początku XX wieku. Wspaniała, ormiańska architektura (oglądamy tu kościoły i monastyry z pierwszego tysiąclecia!) też jest surowa, pozbawiona zdobień.

Armenia, Ararat, Chor Wirap

Armenia, klasztor Chor Wirap. W tle Ararat

I nawet przez ostatnie dwadzieścia lat, od odzyskania niepodległości, jakoś im się nie wiedzie. Kraj nie ma szczęścia do elit politycznych i gospodarczo nie rozwija się tak, jakby na to zasługiwał. A mimo to ludzie są gościnni i serdeczni. Jest bezpiecznie! Erywań żyje nocą. Szczególnie latem, po zmroku na ulicach mnóstwo ludzi. Wokół Placu Republiki (każdego dnia od 21.00 grające fontanny – warte polecenia!) uliczki pełne restauracji, kawiarni, klubów… Erywań sprawia wrażenie europejskiej stolicy.

Nie sposób powiedzieć który kraj jest ciekawszy. Są zupełnie inne! Różne są góry, krajobrazy, zabytki, kuchnie, muzyka i tańce. Trunki też są inne. W Armenii odwiedzamy winiarnie (w dolinie Areni – tu znaleziono najstarsze znane na świecie pozostałości winnic datowane na 5-6 tys. lat wstecz), ale wino jest tu słabszej jakości niż w Gruzji. Za to napoje mocniejsze to już domena Ormian (zobacz: „Ormiańskie trunki”). Słynny jest koniak Ararat i tutowaja wodka – szczególnie po kilku latach dojrzewania w dębowej beczce. Na pewno warto zwiedzić wytwórnię Araratu w Erywaniu.

Więcej o atrakcjach Armenii tu: armenia.blog.pl

Przykładowy program wycieczki Gruzja-Armenia.