RSS
 

Archive for the ‘Bez kategorii’ Category

Kuchnia Armenii

13 sie

O ormiańskiej kuchni wiele już zostało powiedziane. Jest smaczna, oryginalna i inna niż w Gruzji (w Armenii nie ma obyczaju supry i tamady, kolacje są więc mniej huczne niż u sąsiadów z północy). Właściwie chyba tylko dwie potrawy są wspólne dla obu krajów, szaszłyk i dolma, czyli malutkie gołąbki zawijane w liście kapusty lub winogron. Poza tym znajdziemy tu rzeczy nowe, bywa, że niespotykane gdzie indziej. (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).

armenia_szaszłyki

Szaszłyki. Uczta w plenerze

Najbardziej oryginalnym daniem jest hasz, czyli pożywna zupa. Gotowana przede wszystkim zimą. Dziś już coraz rzadziej gości na ormiańskich stołach, ponieważ jej przygotowanie wymaga sporo czasu. Cały proces zajmuje ponad dobę! Najpierw byczą nóżkę moczy się przez wiele godzin. Później gotuje w czterech wodach, najdłużej w ostatniej (12 godzin). Na koniec przyprawia się solą i czosnkiem. Potrawa powstała z biedy i dostosowana jest do trudnych, zimowych warunków. Z czasem stała się narodowym daniem Armenii i jedną z kulinarnych atrakcji kraju. Ormianie spożywają ją rano (gotuje się przez całą noc) w towarzystwie rodziny i znajomych, wzmacniając jej smak kieliszkiem tutowej wodki. W restauracja, również tych hotelowych, często natrafimy na haszlamę, czyli coś w rodzaju gęstej zupy z dużych kawałków wołowiny i ziemniaków.

Na pewno wart spróbowania jest tutejszy kebab (nie mylić z tym sprzedawanym w Polsce, który właściwie jest donerem). Ormiański kebab (kiabab) to grubo mielone lub siekane mięso wołowe, dobrze przyprawione ziołami oraz cebulą i upieczone, podobnie jak szaszłyk (chorowac), na ogniu z drewna (a nie węgla drzewnego!). Smakuje wyśmienicie. Często podawany jest po zawinięciu w płat lawaszu. Lawasz to tutejszy chleb. Jak najbardziej typowy dla Armenii. Wyglądem przypomina duże i cienkie naleśniki. Ormianie w kawałki lawaszu zawijają mięso, ser i warzywa, tworząc w ten sposób oryginalne kanapki.

Bogactwem Armenii i wielką zaletą tutejszej kuchni są zioła. W sumie jest ich tu ok. 300! Ormianie, podobnie jak Gruzini, jedzą je w dużych ilościach. Na stole, do kolacji, obok innych rzeczy, pojawiają się też półmiski na których leżą wiązki zielonej i świeżej pietruszki, kolendry, szczypiorku, koperku, bazylii, estragonu… Miejscowi czerpią z nich garściami. Zioła świeże i suszone dodawane są do wielu potraw. Mocno zaprawiana nimi jest np. suszona polędwica, czyli basturma.

gruzja_armenia_kuchnia

Zielenina. Obowiązkowo na stole, w dużych ilościach

Potrawy z ryb nie są mocną stroną tutejszej kuchni (Armenia nie ma dostępu do morza). Co prawda w licznych tu rzeczkach i strumieniach oraz w jeziorach żyją ryby słodkowodne, ale ze względów ekologicznych rybołówstwo zostało ograniczone. W jeziorze Sewan występuje endemiczny gatunek ryby – iszchan (pstrąg książęcy).

Na stole w Armenii, przed daniem głównym pojawiają się przekąski, zioła, sałatka z ogórków i pomidorów, kiszone warzywa oraz oczywiście ser. Podobnie jak w sąsiedniej Gruzji, tak i tu, miłośnicy serów będą mieli używanie. Słone, z mleka owczego lub krowiego. Ciekawostką jest, że ser po ormiańsku nazywa się tak samo jak w Indiach – panir. Zbieżności jest więcej. Tradycyjny, nadal używany tu piec to tonir – podobnie jak piec indyjski!

armenia_gata_gegart_krzysztofmatys

Gata, stragan przed klasztorem Geghard

Nie bądźmy zaskoczeni jeśli w kolejnych restauracjach, do kawy i herbaty za każdym razem otrzymamy to samo ciasto. No, może prawie to samo. To gata, czyli coś w rodzaju prostego kołacza, pieczonego z mąki, masła i cukru. Różne regiony kraju mają swoje odmiany tego ciasta. Najsmaczniejsze sprzedawane są na straganach przed monastyrem Geghard. Występują w kilku formach, również bogato nadziewane, np. orzechami. Wyśmienite! W przeciwieństwie do tych, które często  serwowane są w restauracjach Erywania, suchych i dość ubogich.

Kraj ten spodoba się wszystkim miłośnikom owoców. Takich moreli i brzoskwiń jak tu, nie znajdziemy chyba w żadnym innym miejscu. Zresztą trudno się dziwić. Morele pochodzą właśnie stąd. Do Europy przywieźli je żołnierze Aleksandra Wielkiego. Sezon na te owoce to przełom czerwca i lipca. Trochę wcześniej na drzewach dojrzewa pyszna, słodka morwa. Na początku lipca są już brzoskwinie. Jesień rzecz jasna należy do winogron. Ale możemy też spróbować innych pyszności, np. świeżych fig.

Specjalnością Ormian są suszone i kandyzowane owoce. Jest taki targ w Erywaniu, który właśnie z tego słynie. Warto tam coś kupić, ale jeśli nawet nie mamy takiego zamiaru, to trzeba tam pójść, po to tylko by zobaczyć. Popakowane w tacki, ładnie poustawiane na straganach, tworzą niepowtarzalne obrazy. Swoiste dzieła sztuki. Zanim się kupi, można spróbować. W oczy rzuci się nam sudżuch, czyli nanizane na nitkę orzechy włoskie zatopione w zalewie z soku winogron. Wyglądem przypominają kiełbasę. Jest to coś, co z grubsza odpowiada gruzińskiej czurczheli. Kandyzowane owoce kupmy tu, po czurczhele sięgnijmy w Gruzji. Każdy kraj ma swoją specjalizację.

armenia_fruit_market_erywan_krzysztofmatys

Fruit market. Erywań

Armenia jest atrakcyjnym miejscem dla miłośników oryginalnych alkoholi. Na wycieczkach traktujemy je jako element miejscowej kultury. Turystom stwarzamy możliwość spróbowania tego, co najciekawsze i obecne w ormiańskiej tradycji, ale o tym napiszemy w kolejnym odcinku.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Wycieczka do Armenii.

PS
Słynne pierożki chinkali są potrawą gruzińską. Nie jest więc tak, jak sugeruje nam to Robert Makłowicz w swoim programie.  Ale film jest bardzo ładny i pięknie oddaje nie tylko atrakcje tamtejszej kuchni. Wart obejrzenia: „Makłowicz w podróży. Armenia”

Więcej na temat Armenii.

 
 

Tbilisi w obiektywie

09 sie

Latem zeszłego roku na jednej z naszych wycieczek była Eliza. Zwiedzała jak wszyscy, na robienie zdjęć było mało czasu. Sam nie wiem jak i kiedy je zrobiła. Niektóre fotografie mnie zaskoczyły. Znam te miejsca, byłem w nich wielokrotnie, ale dzięki tym zdjęciom ujrzałem je na nowo.

Tbilisi katedra Cminda Sameba

Widok z progu katedry św. Trójcy (Cminda Sameba). Po prawej stronie flaga Gruzji. Duży czerwony krzyż w środku i cztery mniejsze w narożnikach. Ten wzór został wprowadzony przez prezydenta Saakaszwilego po rewolucji róż. Nawiązano tym samym do starej, średniowiecznej symboliki. Na fladze znajdującej się po lewej stronie przedstawiony jest krzyż św. Nino, znak gruzińskiego chrześcijaństwa.

tbilisi_cerkiew_sw_trojcy_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Katedra św. Trójcy. Wyświęcona w 2004 r. stała się jednym z symboli odrodzonej Gruzji. Olbrzymia (98 m wysokości), wybudowana na wzgórzu, widoczna jest niemal z każdego miejsca w Tbilisi. Zwiedzanie stolicy zaczynamy właśnie od niej.

tbilisi_abatubani_carskiebanie_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Okolice tbiliskich łaźni. Wojciech Górecki pisał, że kąpiel w nich jest jak modlitwa w tysiącletniej katedrze. Są tu od średniowiecza. Może nawet dłużej. Nawet nazwa miasta ma z nimi wiele wspólnego. Po polsku Tbilisi, to po prostu Cieplice (tbili, tpili znaczy ciepły). Na przełomie V i VI wieku król Wachtang Gargasal przeniósł tu stolicę z sąsiedniej Mcchety. Skusiły go gorące źródła. Pomnik wielkiego władcy wznosi się dziś po drugiej stronie ulicy, obok kościoła Metechi.

tbilisi_anczischati_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Anczischati. Malutki kościółek z VI wieku! Najstarszy w Tbilisi. Łatwo go minąć, zignorować. Z zewnątrz, na pierwszy rzut oka, wygląda na mało interesujący. Ale wejść należy koniecznie! Trójnawowa bazylika, surowa w wyglądzie, z charakterystycznymi ceglanymi kolumnami. Na sklepieniu przecudna feeria barw starych fresków.

tbilisi_sioni_noc_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Katedra Sioni. Ważne miejsce. Przechowywana jest tu największa relikwia gruzińskiego Kościoła – krzyż św. Nino. Tu mają miejsce ważne uroczystości, również o charakterze państwowym. Dwieście lat temu, zebranym w katedrze dostojnikom, rosyjski generał oznajmił, że z rozkazu cara takie państwo jak Gruzja właśnie przestało istnieć. Świątynia pochodzi z XI-XII wieku.

tbilisi_noc_mostekpokoju_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Tbilisi nocą. Próbuję przypomnieć sobie moje pierwsze wrażenie. Sprzed kilku lat, kiedy wybrałem się tu by sprawdzić jak uprawiać turystykę. Jechałem taksówką z lotniska. Czy mi się podobało? Tak, zdecydowanie tak. Dziś podoba mi się jeszcze bardziej. Z każdą kolejna wizytą mocniej. Niedawno doszła nowa atrakcja, kolejka linowa, prowadzące spod cerkwi Metechi do zamku Narikała. Widoki imponujące. Warto wjechać dwa razy. W dzień i w nocy.

tbilisi_nikopirosmani_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Niko Pirosmaniszwili, dla ułatwienia zwany Pirosmanim. Dziś bohater i ozdoba gruzińskich muzeów. W 1918 r. zmarł z głodu. Samouk, genialny prymitywista. Na życie próbował zarobić malując szyldy w tbiliskich karczmach. Najsłynniejsze obrazy przedstawiają obficie zastawione stoły i szczęśliwych ludzi, po gruzińsku cieszących się wybornym winem. Na zdjęciu kolaż w jednej z restauracji. Fotografia ukazująca twarz mistrza znajduje się w lewym górnym rogu.

tbilisi_ulica_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Nie bardzo wiadomo czy za fasadą ceglanego budynku jest jeszcze cokolwiek. Kuchnia, sypialnia, łóżko? Ktoś tam mieszka? Da się tam w ogóle mieszkać? Takich domów-nie-domów jest w tbilisi_ikona_dawidbudowniczy_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgoszTbilisi sporo. Ruiny są realnym śladem minionej epoki. O tym, że tu się jednak żyje, świadczy widoczny dookoła ruch. Wznoszone są nowe budynki, remontowane stare… No i ci ludzi przed murem. Z kuflem piwa, z papierosem, z uśmiechem. Jest jakoś  pogodnie. I bezpiecznie! Może właśnie to sprawia, że mam nieodparte uczucie, iż wszystko tu jest na dobrej drodze.

Dawid IV Wielki, Budowniczy. W wieku 16 lat został królem. Oswobodził i zjednoczył kraj. Wojska tureckie wygnał aż za granice Armenii. Fundował stypendia zdolnej młodzieży. Wznosił klasztory i uniwersytety. Wprowadził kraj w okres największej świetności (XII wiek). Został świętym Kościoła gruzińskiego. Jego ikonę zobaczymy w wielu cerkwiach. Zawsze z makietą budynku w dłoni. Historię jego rządów opowiadamy w drodze do klasztoru Gelati w okolicach Kutaisi. Tam został pochowany.

tbilisi_metechi_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Cerkiew Metechi. Znajduje się chyba we wszystkich programach wycieczek. Pochodzi z okresu średniowiecza. Wnętrze mało ciekawe, nie zachowało się nic z zabytkowych zdobień. Za to roztacza się stąd piękny widok. Na tbiliską starówkę, rzekę Mtkwari, pałac prezydencki…

tbilisi_noc_kawiarnie_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Tbiliska starówka nocą…. Więcej w artykule „Tbilisi – Tyflis”.

tbilisi_kolejkagorska_krzysztofmatys_fot_eliza_wielgosz

Nowoczesna kolejka górska. Kolejna atrakcja Tbilisi.

Tekst: Krzysztof Matys

Zdjęcia: Eliza Wielgosz

Wycieczki do Gruzji.

 
 

Powrót Stalina

31 lip

Światowe agencje obiegła informacja, że Stalin wraca do Gori. Chodzi o pomnik sowieckiego dyktatora. Postument został usunięty w czerwcu 2010 przez prowadzącego prozachodnią politykę prezydenta Saakaszwilego. Ale od jesieni zeszłego roku władzę w Gruzji stopniowo przejmuje prorosyjski Iwaniszwili. Właśnie ogłoszono, że na przypadającą w grudniu rocznicę urodzin przywódcy ZSRR, pomnik wróci na swoje miejsce. Ponownie stanie w samym centrum miasta.

Stalin urodził się w Gori. Wtedy nazywał się jeszcze Dżugaszwili, a gruzińskie Gori, podobnie jak mój rodzinny Białystok, było częścią olbrzymiej Rosji.

gori_wino_stalin_krzysztofmatys

Wino marki Stalin. Do kupienia w Gori

Jak do Stalina odnoszą się mieszkańcy miasta? Przez lata budowali na tym szczególne poczucie wartości. Dlatego, kiedy władze w Moskwie próbowały rozprawić się z kultem Stalina, Gruzini protestowali. Tak było w 1956 i w 1988. Mieszkańcy Gori wylegli na ulice żeby nie dopuścić do usunięcia stojącego w centrum miasta pomnika. Działo się to trochę na zasadzie „nie będą Ruscy poniewierać Gruzina”. Do głosu dochodziła silna kaukaska duma, a demonstracje te były formą sprzeciwu wobec  Moskwy.

I tak, aż do 2010 roku wielki pomnik Stalina, wznoszący przed gmachem władz miejskich wprawiał w zdumienie przyjezdnych. Dopiero trzy lata temu zdjęto z cokołu wielki postument „ojca wolnych narodów”. Zrobiono to z zaskoczenia, nocą i pod osłoną kordonu policji. Władze obawiały się, że i tym razem mieszkańcy Gori wylegną na ulice by bronić swojego ziomka. Pomnik po prostu znikł. Podawano sprzeczne informacje na temat miejsca, w którym został zabezpieczony. Raz mówiono, że został złożony w jednostce wojskowej, innym razem że na terenie szkoły policyjnej. Najpierw by uspokoić sytuację poinformowano, że postument z czasem zostanie ustawiony kilkaset metrów dalej, w ogrodzie Muzeum Stalina. Ale mijały miesiące i nic. W końcu przyznano, że nie pasuje rozmiarem do tego miejsca. W ten sposób rządzący Gruzją, prozachodni Saakaszwili poradził sobie z ostatnią materialną pozostałością kultu krwawego dyktatora.

gori_dom_stalina_krzysztofmatys

Domek Dżugaszwilego

Muzeum Stalina zostało otwarte w 1937 r. (jest dziełem Berii, czyli drugiego Gruzina na szczytach władzy ZSRR). W ogrodzie, obok głównego gmachu, znajduje się domek szewca Wissariona Dżugaszwilego, w którym późniejszy „ojciec narodów”, miał przyjść na świat i spędzić kilka pierwszych lat życia. Nad małym budyneczkiem wzniesiono wsparty na kolumnach dach z wielką pięcioramienną gwiazdą. Przypomina antyczną świątynię. Zwiedzić można też pancerny wagon, którym podróżował Stalin, m.in. na konferencję w Jałcie i Teheranie.

Fakt istnienia muzeum poświęconego jednemu z największych zbrodniarzy był wielokrotnie oprotestowany. Również w Polsce, prawicowe środowiska (z historykami włącznie) zbierały podpisy i składały petycje w gruzińskiej ambasadzie w Warszawie. Władze w Tbilisi obiecały coś z tym zrobić. I zrobiły. Zlikwidowały muzeum, ale tylko formalnie, na piśmie. W dokumentach zniknęło Muzeum Stalina w Gori, a pojawił się oddział jednej ze stołecznych placówek. Zmieniła się nazwa i status, ale nie ekspozycja. Dodano tylko jedną salę poświęconą sowieckim zbrodniom i malutką wystawę odnoszącą się do wojny z Rosją z 2008 roku (zobaczyć można tu m.in. fragmenty bomb kasetonowych zrzucanych na miasto).

gori_ulica_stalina_krzysztofmatys

Aleja Stalina w Gori

Mam wrażenie, że władze miasta traktują postać Stalina trochę jak produkt turystyczny. Być może dlatego główna ulica w Gori nadal nosi jego imię! Faktem jest, że muzeum przyciąga wielu turystów. Obiekt nie porywa, ani wystrojem, ani klasą eksponatów. W ciemnych salach pokazywane są głównie fotografie i reprodukcje. Miejscami przypomina bardziej szkolną salę pamięci niż nowoczesną placówkę. Ale atrakcją jest coś zupełnie innego. Chodzi o to, że muzeum samo w sobie jest zabytkiem! Cennym świadectwem dziwnych kolei myśli ludzkiej. I trudnej historii XX wieku. Odwiedza się je nie po to by oddawać cześć zbrodniarzowi, ale dlatego by podjąć próbę zrozumienia tego fenomenu.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

 
 

Dlaczego do Armenii?

30 lip

Ponieważ to kraj mało znany, przez ostatnie dziesięciolecia niemal nieobecny w polskiej turystyce. Dopiero zaczynamy nadrabiać zaległości. Myślisz o oryginalnej podróży? Wcale nie musi być to kraj bardzo odległy i drogi jak Bhutan, Ekwador czy Wyspy Salomona. Wystarczy Armenia!  (Zobacz film: Armenia. Perła Kaukazu).

A oto jej najważniejsze atrakcje. Moim zdaniem oczywiście. Jeżdżę tam od kilku lat. Pokazałem ten kraj już setkom osób. Podoba się! Zdecydowana większość turystów Armenią jest wręcz zachwycona!

Monastyr Norawank, Krzysztof Matys

Monastyr Norawank

Najstarszy chrześcijański kraj świata

Tak, właśnie Armenia jest pierwszy w historii chrześcijańskim krajem. Jej władca, król Tirydates III na początku IV wieku uczynił z chrześcijaństwa religię państwową. Miało to miejsce najprawdopodobniej już w 301 roku! W ten sposób Armenia wyprzedziła dwa kolejne kraje, Gruzję i Etiopię. W tym czasie kiedy Tirydates III przyjmował chrzest z rąk Grzegorza Oświeciciela w Rzymie chrześcijanie byli krwawo prześladowani (edykt mediolański wprowadzający swobodę religijną to dopiero rok 313). W związku z tym Armenia jest doskonałym celem wycieczek dla osób zainteresowanych historią chrześcijaństwa. Również dla grup pielgrzymkowych. Zobacz „Pielgrzymki do Gruzji i Armenii”.

Garni, Krzysztof Matys

Garni

Zabytki

Zobaczymy tu mnóstwo wyśmienitej, oryginalnej architektury sakralnej. Kościoły i monastyry. Zaczynając od tych najstarszych, z VII wieku – zachowanych do dziś w niemal niezmienionej postaci! Jak np. kościół św. Hripsime (Ripsime) w Eczmiadzynie. Długo można by wymieniać. Ograniczmy się do kilku najwspanialszych klasztorów: Geghard, Sewanawank, Chor Wirap, Norawank, Hachpat, Sanahin… W Armenii jest co zwiedzać! A jeśli już jesteśmy przy architekturze, to może warto przy okazji wspomnieć, że m.in. w ormiańskim budownictwie sakralnym szukamy źródeł europejskiego gotyku!

Zorac Karer krzysztofmatys

Zorac Karer

Wszystkim, którzy tam dotrą, w pamięci na pewno pozostaną takie miejsca jak Garni (przedchrześcijańska świątynia z I wieku!), Noratus (ponad 900 chaczkarów) i tajemniczy Zorac Karer, zwany ormiańskim Stonehenge (według jednej z teorii jest to liczące sobie 6 tys. lat obserwatorium astronomiczne).

Góry i klimat

Kraj to wielce malowniczy. Średnia wysokość Armenii to 1,8 tys. metrów! Aż 90 proc. powierzchni państwa leży na wysokości powyżej 1000 m n.p.m. Górzysty teren liczne porozcinany jest wąwozami, dolinami rzek i strumieni. Dzięki temu na niewielkim obszarze (niecałe 30 tys. km2) znajduje się wiele stref klimatycznych. Pamiętam jak w czerwcu, tego samego dnia, w stołecznym Erywaniu upał sięgał 30 stopni, a na przełęczy Sulema (2,4 tys. m) termometr pokazał 6 stopni! W bardzo widowiskowy sposób różnice mikroklimatów zaobserwować możemy na trasie prowadzącej od granicy z Gruzją nad jezioro Sewan. Po zwiedzeniu klasztorów Hachpat i Sanahin mijamy miasto Dilidżan i wjeżdżamy w wyższe partie. Pasmo górskie przekraczamy wybudowanym niedawno tunelem. Ma niecałe 3 km długości. Po jednej stronie tunelu góry są zalesione, wilgotne i często schowane w chmurach. A po drugiej, zaledwie po kilku minutach jazdy autokarem, zobaczymy wzgórza całkowite pozbawione drzew. Pokrywa je trawa. Na przestrzeni kilku kilometrów dwa różne mikroklimaty.

Obszar Armenii jest terenem powulkanicznym. Bogactwem kraju są olbrzymie zasoby tufu. Powstała z wulkanicznego pyłu skała stanowi doskonały materiał budowlany. Kamień jest łatwy w obróbce i ciepły. A dodatkowo występuje w różnych, ciekawych kolorystycznie odcieniach, od ciemnoszarego po czerwony. Po przyjeździe do Hajastanu od razu rzuca się w oczy. Większość Erywania wzniesiona została z tego materiału (stąd określenie „różowe miasto”). Kolejną ciekawostką jest obsydian, czyli powulkaniczne szkliwo (lawa, która zastygła w wyniku kontaktu z wodą). Wycieczki zatrzymują się przy drodze by zbierać kawałki obsydianu zalegające tutejsze wzgórza. Kamień ten wykorzystywany był już przez człowieka pierwotnego do wytwarzania najprostszych narzędzi (uderzony pęka tworząc ostre krawędzie). Dziś obsydian służy między innymi do produkcji  sprzętu medycznego oraz biżuterii.

Sewanawank

Sewanawank

Turystyka aktywna

Armenia ma wiele do zaoferowania również osobom ceniącym aktywny wypoczynek. Wśród turystów z krajów zachodniej Europy i Izraela popularne są piesze, górskie wycieczki oraz rajdy konne. Organizujemy tu raftingi i wyprawy samochodowe typu off road (4by4). Jest to raj dla grotołazów (10 tys. jaskiń!). Zimą uprawiane jest narciarstwo.

Mówiąc krótko, Armenia jest naprawdę atrakcyjnym celem wycieczek. Również dla turystów-podróżników, którzy zwiedzili już niemal cały świat. Wcale nie musi być bardzo daleko by było egzotycznie, oryginalnie i bardzo ciekawie. Z Warszawy do Erywania są tylko 3 godziny lotu! Od stycznia 2013 r. Polaków nie obowiązują wizy. Jest bezpiecznie. Znajdziemy tu dobrą bazę hotelową i znających się na pracy z turystami ludzi (pod tym względem Armenia wyraźnie na plus odbiega od niejednego z krajów byłego ZSRR). Nic tylko jechać. Polecam!

Tekst i zdjęcia Krzysztof Matys

Zobacz także:

propozycja wycieczki do Armenii

artykuł o pozostałych turystycznych atrakcjach Armenii

 
 

Gruzja, czyli Sakartwelo

29 lip

Tak jak dla Ormian ich ojczyzną nie jest Armenia tylko Hajastan (więcej na ten temat tu), tak dla Gruzinów ich kraj to Sakartwelo. Nazwa ta pochodzi od Kartlii, czyli centralnej części państwa  (z Tbilisi na zachód, w kierunku Gori). Sakartwelo to kraj Kartlów. W warstwie legend lud ten pochodzić ma od mitycznego półboga Kartlosa.

Wielka przyjemność Gruzinom sprawimy wznosząc  toast „Sakartwelo gaumardżos!”. W wolnym przekładzie: Za Gruzję!  Gaumardżos to odpowiednik naszego „na zdrowie”, ale dosłownie znaczy raczej „za zwycięstwo”.

Tbilisi, św Jerzy, krzysztofmatys

Św. Jerzy na Placu Wolności w Tbilisi

Skąd zatem wzięła się nazwa Gruzja (po angielsku Georgia)? Według popularnego poglądu od patrona kraju, czyli św. Jerzego ( grec. Georgios, łac. Georgius, ang. George). Georgia jest po prostu formą żeńską imienia Jerzy.

Tak na marginesie, w języku polskim słowo Gruzja powstało dość późno i zostało zaczerpnięte z rosyjskiego „Грузия”. Kilka lat temu, na fali antyrosyjskich nastrojów, rząd w Tbilisi postulował by kraje, w których występuje ta forma zmieniły ją na wersję angielską. Ciekawe jak byśmy zapisywali to po polsku. Może Dżordżia?

Pogląd, jakoby nazwa kraju miało pochodzić od św. Jerzego jest błędny. Powstał ponieważ w ten sposób na siłę próbowano znaleźć jakieś wytłumaczenie. Teoretycznie, niby wszystko się zgadzało, więc na dobre zadomowił się w popularnych publikacjach. Tymczasem prawda jest inna. Już wiele lat temu pisał o tym D. Marshall Lang w swym klasycznym dziele pt. „Dawna Gruzja”.

Nazwa ta została nadana przez sąsiadów. Dokładniej przez Persów. Wśród wspaniałych zabytków Muzeum Narodowego w Tbilisi mamy srebrną paterę pochodzącą z pierwszej połowy III wieku. Przedstawiony jest na niej mężczyzna z perskim nakryciem głowy. W dłoni trzyma kwiatek. Znajdująca się na niej inskrypcja w języku pachlawijskim mówi, że jest to dar dla władcy terytorium określanego czterema spółgłoskami „g-r-z-n”. Jest to najstarszy znany nam zapis nazwy kraju, z której w końcu powstała polska wersja, czyli „Gruzja”.

Tekst i zdjęcia Krzysztof Matys.

 
 

Gruzja i Armenia

28 lip

Wśród Polaków większym powodzeniem cieszy się Gruzja. Kraj ten sporo zawdzięcza kilku znanym postaciom, które od paru lat wyśmienicie go reklamują. Marcin Meller i Katarzyna Pakosińska są najlepszym tego przykładem. Blog o Gruzji.

Gruzja Cminda Sameba

Gruzja, pochodząca z XIV w. cerkiew Cminda Sameba

Ale i sąsiadująca z Gruzją Armenia ma wiele do zaoferowania. W udany sposób łączyć można oba kraje w jedną wycieczkę. LOT ma bezpośrednie połączenia z Warszawy do Tbilisi i do Erywania. Lecimy zatem do Gruzji, a wylatujemy z Armenii, albo na odwrót. Do obydwu krajów Polacy nie potrzebują wiz. Wystarczy paszport (a w przypadku Gruzji nawet dowód osobisty!).

Gruzja supra Pirosmani

Supra na obrazie Pirosmaniego

Gruzja jest weselsza. Słynie z dobrego jedzenia i wyśmienitego wina. Na dobrej wycieczce każda kolacja zamienia się w suprę, czyli tradycyjną gruzińską ucztę. Pojawiają się wygłaszane przez tamadę toasty, dzbany wina i przepyszne potrawy. Jedzenie jest oryginalne i  jest go dużo. Półmiski ciągle donoszone są na stół, a kiedy brakuje już miejsca, to jedne ustawia się na drugich. Do tego gruzińska muzyka. Pełna energii, wesoła. I tradycyjne tańce.

Gruzini szanują gości. Wszystkich! A Polacy traktowani są w szczególny sposób. Bywa, że kolacja w Tbilisi zaczyna się od polskiego hymnu! I nie bądźmy zaskoczeni kiedy w jednym z  tutejszych lokali usłyszymy piosenkę Maryli Rodowicz czy Lady Pank.

Armenia jest bardziej refleksyjna. Wyciszona. Po tygodniu spędzonym w Gruzji, kilka dni w Armenii może stanowić miłą odmianę. I tak właśnie często odbierają to turyści. Są bardzo zadowoleni z pobytu w Hajastanie. Właściwie normą jest, że wylatując z Erywania deklarują chęć powrotu do Armenii; tym razem już na dłużej.

Patrząc z boku aż trudno uwierzyć, że dwa sąsiadujące ze sobą niewielkie narody aż tak bardzo się różnią. Gruzini są weseli i beztroscy – czasami aż za bardzo. Mają piękny kraj, urodzajną ziemię i najlepsze na świecie wino (to tradycyjne, wytwarzane w glinianym kwewri i podawane na stół w dzbanach). I mimo wszelkich obiektywnych przeciwności jakoś im się wiedzie. Cieszą się życiem.

Ormianie są pracowici, zdolni, sumienni i… skazani na ciężki żywot. O Armenii mówi się, że to jest kraj, w którym chleb trzeba wydzierać skałom. Góry są inne niż w Gruzji. Twardsze, mniej urodzajnie. Klimat bardziej surowy, mniej sprzyjający ludziom. No i ta straszna historia, składająca się z kolejnych katastrof. Dlatego też Armenia bywa smutna. W muzyce dominuje duduk, zwany płaczącym fletem (zobacz i posłuchaj), a klasyczny repertuar inspirowany jest narodową tragedią – ludobójstwem Ormian jakie miało miejsce na początku XX wieku. Wspaniała, ormiańska architektura (oglądamy tu kościoły i monastyry z pierwszego tysiąclecia!) też jest surowa, pozbawiona zdobień.

Armenia, Ararat, Chor Wirap

Armenia, klasztor Chor Wirap. W tle Ararat

I nawet przez ostatnie dwadzieścia lat, od odzyskania niepodległości, jakoś im się nie wiedzie. Kraj nie ma szczęścia do elit politycznych i gospodarczo nie rozwija się tak, jakby na to zasługiwał. A mimo to ludzie są gościnni i serdeczni. Jest bezpiecznie! Erywań żyje nocą. Szczególnie latem, po zmroku na ulicach mnóstwo ludzi. Wokół Placu Republiki (każdego dnia od 21.00 grające fontanny – warte polecenia!) uliczki pełne restauracji, kawiarni, klubów… Erywań sprawia wrażenie europejskiej stolicy.

Nie sposób powiedzieć który kraj jest ciekawszy. Są zupełnie inne! Różne są góry, krajobrazy, zabytki, kuchnie, muzyka i tańce. Trunki też są inne. W Armenii odwiedzamy winiarnie (w dolinie Areni – tu znaleziono najstarsze znane na świecie pozostałości winnic datowane na 5-6 tys. lat wstecz), ale wino jest tu słabszej jakości niż w Gruzji. Za to napoje mocniejsze to już domena Ormian (zobacz: „Ormiańskie trunki”). Słynny jest koniak Ararat i tutowaja wodka – szczególnie po kilku latach dojrzewania w dębowej beczce. Na pewno warto zwiedzić wytwórnię Araratu w Erywaniu.

Więcej o atrakcjach Armenii tu: armenia.blog.pl

Przykładowy program wycieczki Gruzja-Armenia.

 
 

Organizator wycieczek do Gruzji i Armenii

28 wrz

Południowy Kaukaz jest fantastycznym celem wycieczek. Oba kraje, Gruzja i Armenia są jednocześnie i do siebie podobne i bardzo różne. Gościnne, bezpieczne, atrakcyjne… Piękne góry, starożytne zabytki, pyszna kuchnia i doskonałe trunki. Region ten zaliczyć możemy do obszarów, gdzie rodziła się nasza cywilizacja. Tu ludzie nauczyli się wytapiać metale oraz wytwarzać wino. Tu udomowiono część zwierząt (np. owce) oraz niektóre zboża i drzewa owocowe – chociażby typowe dla Armenii morele. Tu powstały znane nam wszystkim historie, jak chociażby mit o Prometeuszu. Wreszcie, to są pierwsze na świecie kraje, które przyjęły chrześcijaństwo: Armenia na samym początku IV w., Gruzja odrobinę później…

Gruzja i Armenia to także ciekawy pomysł na wyprawę narciarską. Na Kaukazie są wyśmienite warunki do uprawiania tego sportu. Oto przykładowa oferta: Narty w Gruzji, narciarski kurort Gudauri.

Wycieczki do Gruzji

Wycieczki do Armenii

Krzysztof Matys Travel

Zapisz

 
 

Wycieczka do Armenii

28 wrz

Bardzo atrakcyjny, autorski program. Wycieczka obejmuje najciekawsze miejsca Armenii i Górskiego Karabachu.
Zobacz szczegółowe informacje: Wycieczka do Armenii

Armenia. Klasztor Khor Wirap

Armenia. Klasztor Khor Wirap. Widok na Ararat

 
 

Autorskie biuro podróży

28 wrz

Nazywam się Krzysztof Matys. Jestem podróżnikiem, pilotem i przewodnikiem wycieczek. Prowadzę autorskie biuro podróży: KM Travel. Zajmujemy się organizacją wycieczek dla wymagających Klientów. Proste zasady: dobry standard, najlepsi piloci i ciekawe, autorskie programy. Oraz, kwestia być może najważniejsza – towarzystwo doświadczonych Turystów, wiedzących czego powinni oczekiwać od egzotycznych wypraw. Wycieczki realizujemy w niewielkich grupach: 12-16 osób.

 

Krzysztof Matys Gruzja, chinkali

Krzysztof Matys. Gruzja, sztuka konsumowania chinkali

 

Od kilku lat moją osobistą pasją stał się Południowy Kaukaz. Dwa sąsiadujące ze sobą kraje, Gruzję i Armenię uznaję za wyjątkowo atrakcyjne destynacje. I temu właśnie poświęcony będzie ten blog.

Więcej informacji o Armenii

Wycieczki do Gruzji