Południowy Kaukaz jest na topie. Od kilu lat systematycznie zyskuje na popularności. Ukazują się kolejne książki. Uważny czytelnik dostrzeże w nich tezy postawione już pół wieku temu. Słychać w nich głos cesarza reportażu.Ot taki przykład, różnica między Gruzinami a Ormianami. Klasyka brzmi tak: Gruzin to twardy i lokalny patriota, niechętnie rusza się poza swoją dolinę, emigracja jest dla niego trudną do wyobrażenia ostatecznością. A Ormianin? To wieczny tułacz. Armenia jest mityczną, świętą krainą, centrum wszechświata, ale żyć trzeba w Rosji, Iranie, Francji i Ameryce. Ormianie radzą sobie w różnych systemach, ustrojach i klimatach. Jakże są inni niż Gruzini!
Książkę Kapuścińskiego przeczytałem kilka lat temu. Wtedy wydawało mi się, że nie ma tam nic nowego. Wszystko dobrze znane. Co najwyżej jakieś drobne błędy faktograficzne, choćby w przypadku daty śmierci Pirosmaniego (zobacz: Niko Pirosmani, malarz Gruzji). Była to lektura ponowna, po dwudziestu latach. Raczej rozczarowująca. Ale do książki wróciłem znowu, właśnie teraz (trzeci już raz, po odbyciu wielu podróży do Armenii i Gruzji). I jakoś się do niej przekonałem. Dlaczego? Tak do końca, to nie wiem. Oczywiście ważna jest kwestia języka i mistrzowskiej formy. Ale co więcej? Różnie. Może potrzeba odpoczynku od prostych relacji z wypoczynku w Gruzji, jakie pojawiają się w ciągu ostatnich lat. Znajdziemy w nich albo opisy zupełnie podstawowych informacji (czasami kopie kopii), albo relacje z pijackich wyczynów. Alkohol jest ważną częścią kultury Południowego Kaukazu, ale nie jest to powód by wspomnienia z Gruzji i Armenii sprowadzać do opisów suto zakrapianych imprez. Trzeba mieć dobry klucz do ujęcia tematu. Kapuściński go miał. Oczywiście, każde kolejne pokolenie ma trudniej. Jak powiedzieć coś nowego? Jak nie powtarzać dawno wygłoszonych teorii?! Nie jest łatwo.
O wartości pism Kapuścińskiego świadczą publikacje jego następców. Im słabsze teksty powstają dzisiaj, tym łatwiej obronić się tezom zawartym w wydanej w 1968 roku książce Kirgis schodzi z konia. Mimo cenzury i wymogów opisania jedynej i słusznej koncepcji rozwoju świata udało się autorowi zawrzeć tam coś, czemu nie sposób zaprzeczyć do dziś. Opis sprzed niemal 50 lat pozostaje aktualny. Mimo zmiany ustroju i świata w którym żyjemy!
A może to tamtejsza kultura jest tak silna? Tak trwała, że niewiele nowego można powiedzieć. Może dlatego Kapuściński w 1989 roku zaczął pisać swoje Imperium od skopiowania tekstów napisanych już dwadzieścia lat wcześniej. Może po prostu nie było innej potrzeby. Zmieniały się didaskalia, a temat pozostał ten sam? Rozpadł się ZSRR, przetoczyły się kolejne wojny i załamały gospodarki, ale Gruzin pozostał Gruzinem, a Ormianin Ormianinem?!
PS
Ryszard Kapuściński podkreślał, że po to by napisać niewielką, liczącą 110 stron książkę Kirgiz schodzi z Konia, przeczytał około 14 tys. stron materiałów dotyczących tego regionu. Może właśnie dlatego jest ponadczasowa…
Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.